W ciągu bieżącego tygodnia na polskiej scenie kryptowalut wydarzyło się naprawdę sporo. Najpopularniejszy w Polsce inwestor giełdowy Rafał Zaorski wypowiedział wojnę polskim krypto influencerom. Powodem było ich bezkrytyczne myślenie i powielanie pseudo rzetelnych danych wyszukanych w internecie.
Jeden z użytkowników Twittera postanowił pójść za ciosem i zweryfikował jeden z polskich projektów NFT. Według analizy osoby o pseudonimie @KryptoSherlock umieszczonej na Twitterze, los projektu był znany ich właścicielom od samego początku. Zamierzonym celem było po prostu wyciągnięcie jak największej ilości pieniędzy od inwestorów.
Influencerzy promują projekt NFT – Fanadise
Jeden z użytkowników Twittera o nicku Krypto Detektyw, na platformie Twitter, przeprowadził wnikliwą analizę polskiego projektu NFT. Bartosz Sibiga oraz Jakub Chmielniak, czyli osoby stojące za projektem Fanadise, wpadli na pomysł, by swój produkt promować poprzez największych influencerów z platformy Youtube.
“Panowie zaczęli swoją przygodę w krypto w 2021 roku od @Fanadise. Do promocji projektu zaciągnęli całą śmietankę influencerow jak Stuu Barton, Weronika Bielik, gwiazdy fame MMA czy nawet poczciwy Lotek.Panowie pokasowali źródła, ale internet nie zapomina.”
Koncepcja projektu, jak opisuje @KryptoSherlockk, miała odwzorowywać aplikacje OnlyFans wykorzystując technologię Blockchain. Pomysł wydawał być się całkiem ciekawy. Zbiórka pieniędzy na uruchomienie szła po myśli twórców, a do wsparcia marketingowego zatrudniono @Chrisa_Perdka. Szybko jednak ustąpił ze swojej funkcji, gdy okazało się, co faktycznie planują twórcy projektu.
Po pewnym czasie projekt ujrzał światło dzienne. Bazując jednak na dotychczasowo przedstawionych faktach, można domyślać się, jak wygląda wykres tokenu FAN. Kompletne dno. Założyciele kompletnie nie dotrzymali obietnicy uruchomienia platformy, która oferować miała roznegliżowane polskie influencerki.
Zainteresowanie projektem spadało z dnia na dzień. Coraz więcej osób zdawało się rozumieć, gdzie tak właściwie ulokowali swoje środki – scam. Właściciele uznali jednak, że postanowią spróbować jeszcze raz zwiększyć zainteresowanie projektem. Do tego celu wykorzystali jedną z popularnych polskich influencerek – Marti Renti, która rzekomo sprzedała swoją miłość za 1 mln zł. To również okazało się bujdą.
Kolejna próba, projekt-niewypał
Według @KryptoSherlocka, kapitał zgromadzony na projekcie Fanadise nie był wystarczający dla Bartosza Sibiga oraz Jakuba Chmielniaka. 20 milionów, które udało im się wydębić od potencjalnych inwestorów to za mała kwota by spocząć na laurach.
“Wydaje się, że 20 milionów złotych to wystarczający kapitał, aby odpuścić sobie naciąganie niewinnych inwestorów i rozłożyć się na jakiejś wygodnej wysepce w ciepłych krajach. Jak się okazuje, nie są to jednak wystarczające środki dla pana Chmielnika i Sibigi.”
Rok później ogłoszono szumnie nowy projekt pod nazwą @FancyBearsMeta. W sprzedaży pojawiło się 8888 miśków w postaci NFT, które reklamowane były z pomocą upadłych influencerów oraz znanych postaci z telewizji. Po raz kolejny inwestorzy nabrali się te sztuczkę a kieszenie twórców uzupełnione zostały o ponad 4 miliony dolarów.
W kolejnym wpisie, autor śledztwa przedstawia, jak kształtowała się cena na początku oraz dodaje, że aktualnie szoruje po dnie. Twórcy jednak poszli krok dalej. Wpadli na pomysł, że przecież misie potrzebują miodu. Wypuścili więc kolejne NFT pod nazwą Honey Shots.
Całe to śledztwo, które przeprowadził @KryptoSherlockk pokazuje jak łatwo jest żerować na rynku krypto. Z pewnością tego typu wpisy, które pochwalił sam Zaorski mają wartość dodaną dla całego rynku kryptowalut. Społeczność skupiona wokół cyfrowych aktywów powinna znać ryzyka związane z inwestowaniem w raczkujące projekty. Kolorowe obrazki misiów oraz dumne zapewnienia twórców o wzrostach, to z pewnością nie jedyne czynniki, którym powinni się kierować inwestorzy.
Wyjaśnienie
Wszystkie informacje zawarte na naszej stronie internetowej są publikowane w dobrej wierze i wyłącznie w ogólnych celach informacyjnych. Wszelkie działania podejmowane przez czytelnika w związku z informacjami znajdującymi się na naszej stronie internetowej odbywają się wyłącznie na jego własne ryzyko.